Tym razem zaproponuję krótką (50km) wycieczkę rowerową po okolicach Tlenia. Opis będzie zawierał stan rzeczy z października 2023, więc jest to jesienna wycieczka, w formie pętli z punktu startu tam i z powrotem. Przy okazji będzie trochę historycznych „wycieczek”.
Na początek poglądowo trasa wycieczki na tle borów:
Tleń oferuję dobrą bazę noclegową i gastronomiczną, jest dobrym punktem wypadowym w bory. Startujemy w kierunku Osi, mocnym podjazdem z poziomu rozlanej szeroko Wdy. Jej wody piętrzy zapora elektrowni Żur. Po lewej stronie szosy znajduje się
miejsce upamiętniające ofiary niemieckich zbirów w mundurach. Styczeń 1945, Niemcy uciekając przed sowietami usuwają obozy i ich świadków – ostatnich więźniów. Marsze śmierci. Rozstrzelali tu wykończonych ludzi, którzy nie byli w stanie iść dalej.
Zaraz za mogiłą w lewo w las odbija szersza droga. Po borach poruszamy się przeważnie szutrówkami, ale by zapoznać się z leśnym pejzażem warto skręcić w przesiekę lub wybrać boczną dróżkę. Prowadzi ona do miejscowości Radańska, gdzie znajdziemy
ślady pamięci po niemieckich zbrodniach z okresu okupacji. Stąd przez malownicze, mieszane lasy docieramy do mostu na Wdzie w Starej Rzece. Możemy dojechać do pięknego jez. Piaseczno, objętego rezerwatową ochroną. Wcześniej jednak będzie odbicie na lewo, na południowy Zachód, w kierunku Łążka. To mała, spokojna miejscowość nad Prusiną, z kościółkiem i ulicową zabudową, z typowymi dla tych terenów domkami z czerwonej cegły.
Asfaltowa droga poprowadzi nas sama przez tory kolejowe na Łąski Piec. Nazwy takie jak ta, to wspomnienia o gospodarczym życiu przed laty. Chodzi tu o miejsce w którym znajdował się piec, w tym przypadku tzw. piec smolny. Niegdyś rosła tu największa sosna Borów Tucholskich – miała 34m wysokości (tyle co 10 piętrowy blok). Ta mała miejscowość związana jest z wielką historią. Również tu, w 1907 swój protest przeciwko narzucaniu niemczyzny wyraziły dzieci miejscowej szkoły. Była to akcja sprzeciwu wobec nachalnych prób nauczania religii w języku pruskich zaborców. Religii ojców i dziadów, której wyznawanie w ojczystym języku było ostatnim wyrazem wolności w dobie kulturkampf`u. Dziś nauczaniem religii wielu mieszkańców tego pobitego kraju gardzi już w ogólności. W listopadzie 1939 Niemcy zabili w Rudzkim Moście Władysława Landowskiego. Kierownika wspomnianej szkoły.
Zjeżdżamy z asfaltu na leśną drogę której będziemy trzymać się przez kolejne 4km aż do miejscowości Zdroje. Piękne bory po drodze, można tu trochę odpocząć, zatrzymać się, popatrzeć na późną już zieleń a gdzie nie gdzie spokojnie opadające ku jesieni, pierwsze złociejące listki brzóz, rosnących pospołu z siostrzaną sosną. Można poczuć się jak w wielkim lesie, bo daleko stąd wszędzie. Jadąc przez spokojny las przetniemy pamiątkę dawnych dziejów. Zwykła asfaltowa szosa, a na niektórych mapach podpisana jako Trakt Napoleoński. Okazuje się że w epoce napoleońskiego marszu na wschód (1812), w celu zapewnienia przebieżności na ważnych kierunkach zdecydowano o prostowaniu, albo wręcz wytyczaniu nowych dróg. Tak było w przypadku szlaku z Tucholi przez Tleń do Osi. Jedziemy dalej - tuż przed Zdrojami mamy przysiółek Gajdówko. Znajdziemy tu cmentarz epidemiczny, wygrodzony z terenu odpowiednim płotkiem i opatrzony odpowiednią figurą świętego patrona. Pytanie kto to?
Zdroje to większa wioska również z własną parafią i kościołem Św. Mateusza. Urodził się tu Józef Dambek, konspirator, jeden z założycieli organizacji „Gryf Pomorski”. Przed wojną rozpracowywał niemieckie grupy dywersyjne, grasujące już na pomorzu. Odwiedzimy cmentarz, na którym zachowała się ciekawa kaplica. W pobliżu byli pochowani żołnierze niemieccy, o których to pamiątkowa tabliczka niewiele mówi. Przeniesiono ich na cmentarz wojenny do Starego Czarnowa. Mnie bardziej zainteresował jednak samotny krzyż znajdujący się na marginesie, w samym kącie cmentarza. Widać go na fotografii, za upamiętnieniem ekshumowanych Niemców.
Dalej jedziemy przez otwarte, puste pola w kierunku południowym, znowu do lasu – w kierunku malutkiego jeziorka Kobylinek. Gdzieś przy tej drodze ze Zdrojów do Kobylinka znajdował się samotny grób wojenny, niestety nie było mi dane go spostrzec. Mam nadzieję, że ktoś będzie miał więcej szczęścia, odnajdzie to miejsce i może da znać. Samo jeziorko to oaza w środku suchych borów. Częściowo przechodzące w torfowisko daje wytchnienie leśnej zwierzynie i wzbogaca nieco różnorodność świata zwierząt o siedlisko dogodne dla płazów oraz zapewne ptactwa. Gdyby dzień był dłuższy, można by zatrzymać się tu na dłuższy odpoczynek, ale jak to jesień: czas widny szybko ucieka, a i o zmianę pogody nie trudno. Chmurzy się, zaczyna siąpić – trzeba jechać dalej. Trzeba znaleźć znaczniejszą leśną drogę, która doprowadzi nas do przeprawy na rzece Ryszce w Zgorzałym Moście. Malowniczo opada dróżka po skłonie tej rzecznej dolinki, i już z daleka widać że rzeka rozlewa się tu dość szeroko. Jest to skutek pokaźnego spiętrzenia, jakie towarzyszy pięknemu młynowi ulokowanemu tu zapewne jeszcze w XIX w.
Do Tlenia, z którego wyruszaliśmy, już rzut beretem. Droga na Wierzchy poprowadzi nas obok jeziora o tej samej nazwie, będącego obecnie częścią rozległego zalewu przed elektrownią Żur. Czeka nas stromy podjazd na drugą stronę doliny Ryszki. Zdziwimy się, bo tam na górze również cieszy oko małe jeziorko. Położone jest nad nim ciekawie duże gospodarstwo, niegdyś część pokaźnego folwarku. Zanim dojedziemy do Tlenia, teraz już szosą asfaltową, miniemy jeszcze Warszawę, bo tak nazywa się niewielkie osiedle miedzy lasami. Takim sposobem zamykamy leśną pętlę i jedziemy coś zjeść w jednej z licznych restauracji serwujących dania leśnej kuchni, bogate w smakołyki z dziczyzny z odrobiną dodatków darów leśnego runa.
Po drodze można by odwiedzić i opisać jeszcze wiele małych, drobnych ciekawostek – młynów, cmentarzy, pomników przyrody – trzeba jednak zostawić coś na później i cieszyć się możliwością zwiedzania borów, jeszcze polskich. Zielonych, zadbanych, chroniących krajobraz, użytkowanych gospodarczo od lat i udostępnianych turystom - przez Lasy Państwowe - przyjmujące ostatnio wiele ciosów pogardy i fałszu od przedstawicieli partii niemieckiej oraz od sabotujących polską gospodarkę agentów wpływu, tzw. ekologów. Lasów Polskich będzie trzeba bronić i mówią o tym sami leśnicy. Na początek idzie medialne zohydzenie instytucji jaką są LP. Doprawianie czarnej etykiety, pomówienia, nieścisłości, kłamstwa - niemożliwe do zweryfikowania przez szeregowego odbiorcę, który musi w nie uwierzyć. Klasyczne metody wywiadowczej roboty w sferze mediów. Ludzie mają zapomnieć, że leśnicy nie tylko wycinają las, ale także go sadzą. Broń Boże nie mogą też rozsądnie wnioskować, że drzewa na uprawach leśnych sadzi się po to żeby je kiedyś wyciąć. Z przekazu ekofundacji które się wysypały i są do tego stopnia namolne, że wysyłają agitację na skrzynki mailowe, wynika, że lasy w Polsce rosły sobie spokojnie nigdy nie sadzone, a nagle LP powstały żeby je wyciąć. Co więcej, sugeruje się, że zalesienie spada a lasy się zmniejszają na skutek wycinek. To że po wycinkach następują nasadzenia albo odnowienia naturalne pomija się zupełnie. Metoda jest cwana a bzdura chwytliwa, bo bez namysłu przeciętny zjadacz chleba w to uwierzy, zmanipulowany odpowiednimi obrazkami. Faktycznie nieodnawianie lasu po wycince jest możliwe właśnie na gruntach leśnych nie będących w zarządzie Lasów Państwowych – w lasach prywatnych. Bzdura jest więc podwójna, bo obrazkami z zabudowanymi przez prywatnych inwestorów działkami porośniętymi do niedawna lasem uderza się w Lasy Państwowe, które czegoś takiego nawet nie mogą zrobić. Ustawa daje wyjątek jedynie w przypadku lokalizacji inwestycji celu publicznego, pod drogi najczęściej. (Tu leśnicy sami często krytykują ministerstwo za szastanie leśnym gruntem.) Zmiana przeznaczenia gruntów leśnych we władaniu LP jest niemożliwa poza tym przypadkiem – na tym polega ustawowa ochrona lasów. Nie dotyczy to gruntów prywatnych, nieoznaczonych w ewidencji jako Ls, gdzie właśnie działki rolne zadrzewione i zakrzewione eksploatuje się inwestycyjnie. Oddzielną sprawą, bardzo ciekawą i wołającą o refleksję, są wyroki sądów – także europejskich (a jakże! po odwołaniach w sądach krajowych) – nakazujące zwrot terenów leśnych przejętych przez państwo w ramach reformy rolnej, dekretu leśnego z 1944, oraz inne orzeczenia o zwrotach w toku procesu o ustalenie własności (art. 189 kodeksu postępowania cywilnego). Nie wchodzę tu w przedmiot tych procesów, choć wydaje się że rekompensata (tzw. odszkodowanie) byłoby lepszym rozwiązaniem uwzględniając burzliwy proces przekształceń prawno własnościowych od wieku XIX oraz względy zachowawcze obszarów chronionych. Pytanie co jest intencją niezawisłych (śmiechu warte) sądów. Jest tego sporo w skali kraju i to właśnie te zmniejszenia sumarycznej powierzchni nieruchomości we władaniu PGLLP są wykorzystywane jako agitacja na wykresach o zmniejszaniu lesistości z winy Lasów Państwowych. Piękna bzdura, ale kto o tym wie, kto te fakty połączy…
Brońmy Polskich Lasów Państwowych i ludzi którzy o nie dbają!
Skomentuj na forum...